Krzysiek
1/5
Byłem tam umyć cysternę po koncentracie soku jabłkowego. Myjnia znajduje się na końcu ulicy po lewej stronie, żeby do niej wjechać należy dwukrotnie skręcić w lewo, jakby „za budynkiem myjni”. Najpierw trzeba udać się do biura po lewej stronie budynku i na 1 piętro, gdzie są dostępne zlecenia mycia w różnych językach. Posługuję się komunikatywnym językiem angielskim i zawsze podczas 1 kontaktu (poza Anglią) grzecznie mówię „Przepraszam, ale mówię tylko po angielsku”, choć oczywiście kilka podstawowych słów niemieckich również znam. Nie czuję się jednak na siłach, żeby w niemieckim prowadzić najprostszą rozmowę. Tak też było i tym razem. Okazało się, że na myjni jest jeden człowiek który, gdy usłyszał moją informację dosłownie „zagotował się”, podniósł rękę i po niemiecku uniesionym agresywnym głosem stwierdził „Anglia jest tam !”. Ponieważ nie raz już spotkałem się w Austrii i w Niemczech z takim zachowaniem, ale wiedząc, że to ja jestem klientem, który ma zapłacić za jego oferowaną usługę, nie straciłem rezonu i zaczęła się krótka wymiana zdań zakończona jego zdziwieniem, że przyjmując kierowców międzynarodowych mogą się oni posługiwać właśnie jedynym językiem międzynarodowym, czyli angielskim, a nie „austriackim”. Okazało się, że pracownik ten posługuje się oprócz niemieckiego również językiem węgierskim. Można więc przyjąć, że jest węgierskim gestarbeiter’em i o ile nie był właścicielem, zachował się jak typowy cham albo człowiek z problemami, które próbuje przerzucić na innych za swoją sytuację - ani razu się nie uśmiechnął. Ostatecznie dość dobrze wykonał swoją pracę sprawdzając m. in. ile zostało soku do utylizacji. W zamówienia mycia wpisałem ok. 10 L, a zlał do wiadra ok. 5 L. Odniosłem też wrażenie, że świadomie złośliwie przedłuża swoje czynności, jak np. to, że musiałem na niego czekać nie mniej niż 10 minut po zakończeniu procesu suszenia. Nie był też zainteresowany czystością redukcji, czy uszczelek.
Jest oczywiste, że jeśli właściciel myjni byłby nieuczciwy, o ile w ogóle zamierza ustosunkować się do mojej opinii, będzie przedstawiał nieprawdziwe kontrargumenty. Ja, mając taką możliwość, nie zamierzam więcej korzystać z usług tej myjni, choćbym miał z własnej kieszeni zapłacić za przejazd do innej. Przynajmniej do czasu, aż nie zobaczę komentarza z przeprosinami i obietnicą pozytywnych zmian w nastawieniu do kierowcy mówiącego w innym języku niż „austriacki”. Obok myjni jest „dziki” parking w większości zajęty przez naczepy. Na myjni jest dostępny prysznic, gdy myjnia jest otwarta, niestety w pomieszczeniu śmierdzi.